wtorek, 16 stycznia 2018

Sen nocy zimowej w liczbach

 Siwy wyjeżdżał do Warszawy.

Od 20 do 23 Kotek warował przy jego bagażach liczą na to, że zostanie zabrany w podróż.
O 0.20 Siwy wyszedł do autobusu. Odpoczniesz sobie trochę – powiedział wychodząc. Położyłam się spać.
O 0.42 przysłał smsa, że jedzie. Położyłam się spać.
O 2.20 zadzwonił z telefonu Henryka, że podczas przesiadki w Biłgoraju zostawił telefon w autobusie, więc mam przesłać Ali numer telefonu Henryka, żeby w mogła się z nimi rano skontaktować.
Od 2.20 do 2.51 przesyłałam numer Henryka Ali, numer Ali Henrykowi i prośbę do Ali, żeby znalazła Siwemu zastępczy telefon. Położyłam się spać.
O 3.30 pomyślałam, że nastawię budzik na 6.30, żeby zadzwonić do Ali, gdyby nie odczytała mojego nocnego smsa. Położyłam się spać.
O 4.50 Booka zaczęła krążyć po pokoju. Zaświeciłam lampkę, poczekałam, aż wylezie spod biurka i zdecyduje się wrócić do klatki, zgasiłam lampkę. Położyłam się spać.
O 5.50 Kotek przyszedł skorzystać z kuwety. Zaświeciłam lampkę, poczekałam, aż dokona dzieła, posprzątałam kuwetę, wystawiłam worek z urobkiem na parapet, pogłaskałam kota, umyłam ręce. Położyłam się spać.
O 6.30 zadzwonił budzik. Zadzwoniłam do Ali. Przestawiłam budzik na 7.30, żeby trochę jeszcze pospać. Położyłam się spać.
O 7.15 zadzwonił budzik

poniedziałek, 4 grudnia 2017

Feromony

Nastał czas fioletowej obróżki

Miało być lepiej, ale lepiej już było. Kotek chodzi wkurzony jak nigdy, wyraźnie denerwuje go obroża. Bapcia mówi, że śmierdzi i wypowiedziała Kotkowi miejsce na kanapie.
To nasza siódma obroża – czyżby w Kotku coś się zmieniło? Jedyny efekt uspokajający to ten, że uśpiła Siwego, który z pracy wrócił podminowany i wybuchający przy byle okazji.

A może zamienili w produkcji feromony?

niedziela, 3 grudnia 2017

Pora lanczu

Pod czujnym okiem Booki spożywam w Dziupli obiad.
Jakaś ta twoja sałatka uboga – stwierdza Booka i rzucając granatem ubogaca mój posiłek.
Dziękuję.

niedziela, 20 czerwca 2004

Słodki

Marian siada Markowi na ramieniu, potem zasypia mu na kolanach. Słodki. Budzi nas „furkaniem” – szalonymi lotami po pokoju, zawisaniem w powietrzu, może tak bez przerwy, nie wpada na przedmioty, nie wali w lustro. Żre z upodobaniem buraki – szarpie mi z rąk liść. Łazi koło komputera, zagląda do talerza. Kiedy się go fotografuje z bliska włazi na aparat i skubie guziczki. Siada na głowie i zwisając z grzywki zagląda w oczy. Skubie za palce, kiedy ktoś wsadza ręce na jego ulubioną półkę na kredensie. Skrzeczy i puszy się. Kiedy siedzi i je w klatce można spokojnie wsadzić tam obie ręce, żeby sprzatać albo przypiąć marchewkę.

wtorek, 15 czerwca 2004

Otto - Robin - Marian :)

11 czerwca dostają dziewczyny kasę i idą po malucha. Przynoszą w tekturowej transportówce szarą papużkę, z jasnymi falkami aż po fioletowy nosek. Oczka jak koraliki. Słodka. Gosia wg opisu mówi, że ma ok. 4 miesięcy. Fajnie. Wsadzamy dzikusa do klatki (na nowe żerdzie), maluch przywiera do drążka i siedzi. (Dziobnął tylko odrobinę jajka z palca Alki). Zostaje nazwany Otto. Następnego dnia siedzi w tym samym miejscu, histerycznie reaguje na każde zbliżenie do klatki, miota się po niej jak szalony, więc dajemy mu spokój. Nie je, nie pije, siedzi, ma biegunkę (ze stresu) – cały kuper żółty. Łapię go, myję mu obs*** kuper. Już nie jest Otto – burza mózgów, pełno pomysłów. Robin? Może być Robin. Następnego dnia Robin siedzi na drążku, nie je, nie pije, milczy. Otwieram klatkę. A rób co chcesz! Proso leży na klatce, kupuję karmidełko do wieszania, nalewam wody, wieszam na zewnątrz. Ktoś mówi: ty, Marian. Zadecydowane: Robin-Marian. Wyłazi. Furrrrrrr. I bęc na podłogę. Lataj sobie, lataj… Lata, siada na klatce. Je! Nie je, żre! I pije. Potyka się o pręty na dachu ale łazi i furka. Wieczorem zasypia na zewnętrznej gałęzi więc po ciemku łapię go i wsadzam do klatki. Śpi. Rano klatka prawie że się unosi sama w górę więc czym prędzej go wypuszam. Fruwa. Przychodzi pojeść prosa i znów lata, ale nie wpada w panike na nasz widok. Dostaje mlecza, pasie się na nim jak krowa! Siedzi na klatce i gapi się jak klepię na kompie. Wieczorem znów akcja po ciemku i papuga w klatce. Rano fruwa, cały dzień fruwa. Stef.. Marian, Marian! Żre nać z marchwi, tasznik. Zupełnie inaczej niż Stefan. I od tej pory zaczyna się codzienne porównywanie ze Stefanem. Zazwyczaj: „Stefan nigdy tak nie robił!” Zagląda wszedzie. Siada na lustrze, półkach, włazi do kredensu. Nikt go nie łapie, wieczorem za pomocą rączki od parasola przenosi się go na drążek nad klatką. Boi się tylko wyciągniętej dłoni. Co dzień to samo. Żarcie wędruje do klatki, woda zostaje na zewnątrz, zielenina też. Bawi się dzwoneczkiem i sznurkiem („Stefan nigdy…”), je buraki („Stefan nigdy…”), wszystko skubie.


środa, 9 czerwca 2004

Witaj!

9 czerwca – dziewczyny męczą i męczą, Alka nawet wyszorowała i wyparzyła klatke po Stefanie, więc urywam się na chwilę z pracy i idę do dwóch sklepów zoo w których jeszcze nigdy nie byłam. W pierwszym jest jedna falka, biało-niebieska, ale już starsza, bo nie ma oczu jak koraliki. Za to widzę, że sklep fajny, jasny, dobrze zaopatrzony. A falka za 24,-. W drugim są: biało-zółte i szare. Młode. W dużej, oszklonej witrynie. Po 20,- najtaniej w mieście.

Nie regulować odbiorników

 Aktualizuję się. Wkrótce wszystko wroci na miejsce .